Łódzka firma zaczynała od obwoźnego handlu częściami elektronicznymi, ale ponieważ w odpowiednim momencie postawiła na e-commerce, ekspansję na Zachód i robotyzację magazynu, obecnie jest warta 2 mld zł.
TME (Transfer Multisort Elektronik) to firma rodzinna klanu Kuczyńskich, ale z niebywałym potencjałem, bo w 2022 r. miała 1,37 mld zł przychodów i 231 mln EBITDA. Podstawą jej działalności jest e-commerce dla B2B, przy czym jej klientami są zarówno olbrzymie koncerny jak Boeing czy Tesla, jak i małe punkty usługowe naprawiające smartfony. W ofercie ma aż 650 tys. produktów dostępnych w znaczącej większości od ręki w jednym z dwóch centrów logistycznych zlokalizowanych w Łodzi i Rzgowie. Roczna sprzedaż to ok. 2,2 mld produktów – od diod po komponenty dla robotów.
Nim zaczęła się era internetu, w każdym kraju było wielu lokalnych dystrybutorów. E-commerce sprawił, że rynek niesamowicie się skonsolidował, w wyniku czego TME konkuruje dziś głównie z anglosaskimi dystrybutorami, jak DigiKey, Farnell, Future Electronic, RS Components czy Mooser Electronics. Wszystkie one powstały jednak w latach 1930-50, podczas gdy TME dopiero w latach 80. poprzedniego wieku. Przełom nastąpił w 1994 r., kiedy to po raz pierwszy firma wydała katalog i w kilku wynajętych pokojach w Łodzi zaaranżowała centrum wysyłkowe, gdzie jej pracownicy kompletowali zamówienia. Kolejny duży ruch spółka zrobiła w roku 2001, ruszając z ekspansją na wschód, ale skończyło się to totalnym niepowodzeniem. Sytuacja zmieniła się 3 lata później po wejściu Polski do UE w 2004 r., kiedy to TME z powodzeniem ruszyło najpierw na południe otwierając biura na Słowacji, Węgrzech i w Rumunii, a potem za zachód do Niemiec, Hiszpanii, Włoch, Holandii i Wielkiej Brytanii.
Nie udałoby się to bez zdalnej sprzedaży przez internet, która ruszyła jeszcze w 1999 r. Mocne postawienie na e-commerce na hermetycznym rynku B2B nie było wcale oczywiste, bo większość konkurentów z zachodu nie przywiązywała do tego wagi. TME stworzyło jednak narzędzie do obsługiwania klientów w kilkudziesięciu wersjach językowych oferując ogromną liczbę produktów. Wielu konkurentów musiało sobie to odpuścić z powodu braku technologii i specjalistów, którzy mogliby sobie z tym poradzić. W efekcie od wejścia Polski do UE do wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. przychody TME wzrosły aż 5-krotnie przebijając 100 mln zł, a w 2013 r. – 230 mln zł.
To efekt także bardzo szybkiej realizacji dostaw, bo już na następny dzień od złożenia zamówienia w Europie i w ciągu 48 godz. poza nią. Nic dziwnego, że klientów TME ma w 155 krajach całego świata. Co więcej, w odróżnieniu of typowej firmy eksportowej firma nie musi szukać klientów w nowych destynacjach. To oni sami docierają do oferty spółki za pomocą e-commerce’owej platformy. A własne oddziały na lokalnych rynkach pozwalają na wystawianie faktur i serwis posprzedażowy, nie mówiąc o uwiarygodnieniu dostawcy, bo lokalna siedziba ma znaczenie nawet przy kupowaniu przez internet. Stąd decyzja o otwarciu oddziałów w Shenzhen w Chinach oraz w Atlancie w USA. Ten ostatni jest zlokalizowany przy największym na świecie hubie przeładunkowym Hartsfield-Jackson. Może to pomóc w ekspansji nie tylko na USA, ale i całą Amerykę Południową, chociaż nie będzie to łatwe, bo właśnie z USA wywodzi się większość globalnych konkurentów TME.